Babia Góra – królowa Beskidów. Słyszał o niej każdy mniej lub bardziej obeznany z górami. Bywa kapryśna i nieprzewidywalna, ale mimo to doceniana i uwielbiana przez wielu. Nie jest górą łatwą, ale ciągnie na nią sporo turystów, a widoki wynagradzają trudy jej zdobycia.
Babia Góra – jak się tam dostać
Sam masyw Babiej Góry ma kilka wierzchołków, najwyższy z nich nazywa się Diablak (wg legendy nazwa ta pochodzi od Diabła, który budował na szczycie zamek dla zbójnika) i ma 1.725 metrów wysokości n.p.m.
Szlaków na szczyt jest kilka, zarówno od strony polskiej jak i od słowackiej. My postanawiamy wyruszyć z Przełęczy Krowiarki. Biegnie stamtąd łagodny niebieski szlak, którym można dojść do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Szlak ten obecnie przypomina ścieżkę spacerową, którą jak ktoś się uprze to przejedzie nawet wózkiem dziecięcym. 15 minut przed dojściem do schroniska (którego tym razem nie będziemy odwiedzać) skręca w lewo żółty szlak zwany Percią Akademików. Szlak trudniejszy, jednokierunkowy, z łańcuchami i klamrami, z ostrymi podejściami, zamykany w sezonie zimowym. I nie da się ukryć, że szlak ten należał do gatunku trudniejszych ze względu na znajdujące się w niektórych miejscach strome i długie podejścia. Ale satysfakcja z wejścia na szczyt była bezcenna.
Babia Góra ma to do siebie, że wybierając się na jej szczyt dobrze jest być przygotowanym na każdą pogodę, bo ta zmienia się tam dość często (stąd tej mój duży i pełny plecak, w którym znajdowało się wszystko co niezbędne). To nie jest godzinny spacer, tylko już dość konkretna wycieczka. Trzeba znać i przynajmniej spróbować przewidzieć swoje siły i możliwości. Drogowskazów informujących o czasie przejścia szlaków nie należy brać zbyt dosłownie idąc z dziećmi, bo czas ten zawsze się wydłuży.
Gdy wychodziliśmy rano z parkingu była ładna pogoda, świeciło słońce. Gdy dotarliśmy na szczyt, było widać już tylko na słowacką stronę, bo po polskiej stronie przewijały się chmury. Przy końcu zejścia do parkingu zaczynał kropić deszcz (jeszcze nie na tyle by ubierać kurtki przeciwdeszczowe), ale gdy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Zawoi przyszła ulewa. Oberwanie chmury było tak intensywne, że samochody stawały na poboczu drogi, a jej środkiem płynęły strugi wody. Jadąc samochodem i spoglądając na ulewę za oknem przypominaliśmy sobie ludzi idących na szczyt, których mijaliśmy schodząc w dół. Musieli widzieć nadciągające chmury. Musieli zdawać sobie sprawę z tego, że może ich spotkać deszcz. Dla mnie to średnia przyjemność moknąć na szlaku, gdy nie ma się gdzie schować, a do najbliższego schroniska jest droga dalsza niż na szczyt.
Udało się nam obliczyć czas dobrej pogody idealnie. Wyszliśmy na szlak ok. godziny 9.30 rano (nie liczę tutaj 2 godzin, które wcześniej poświęciliśmy na dojazd na Przełęcz Krowiarki), wróciliśmy do samochodu o godzinie 17.00. Spojrzycie na drogowskazy i pomyślicie sobie pewnie co robiliśmy tam tyle czasu? Odpowiedź jest jedyna słuszna: szliśmy z dziećmi, które idą własnym tempem. Najmłodszy „szedł” w nosidełku, ale starszy całą drogę przeszedł sam na własnych nogach i za to należą mu się wielkie brawa. Tym razem szliśmy w większej ekipie, dlatego mogliśmy sobie pozwolić na taką trasę, tzn. przejście Percią Akademików. Sami z dwójką dzieci nie dalibyśmy rady ze względów bezpieczeństwa i wybralibyśmy pewnie inną drogę na szczyt.
Nie zmienia to faktu, że na Babią Górę wybierzemy się kiedyś po raz kolejny, bo mówią, że przepiękny bywa wschód słońca na jej szczycie… 😉
Ciekawostki
Słyszałam ostatnio, że wielu lat chodzą plany by na szczyt Babiej Góry zbudować kolejkę. Spowodowało by to zwiększenie liczby osób na szczycie i wokół niego. Pomysł ten ma zapewne swoje plusy, ale wywołuje też dużo protestów. Jak się to skończy? Przekonamy się za kilka lub kilkadziesiąt lat.
Jeżeli będziecie kiedyś przejeżdżać przez Żywiec, to jest tam kilka miejsc z któryś dość dobrze widać Babią Górę. A szczególnie jak jest pokryta śniegiem, a pozostałe okolice już dawno nie są białe. Nie jest to jedyne miasto czy miejscowość z którego widać ten masyw górski, bo ze względu na swoją wysokości widoczny jest z wielu różnych stron. I nie wiem jak Wy, ale my lubimy ładne widoki.