Wyjście na Szpiglasowy Wierch z Doliny Pięciu Stawów Polskich. Powrót przez Morskie Oko.
Ostatniego dnia jesiennej wizyty w Tatrach, w niedzielę postanowiliśmy wejść na Szpiglasowy Wierch (w czwartek był Giewont i Kopa Kondracka, w piątek jaskinie w Dolinie Kościeliskiej, a w sobotę Grześ, Rakoń i Wołowiec z rowerami w Dolinie Chochołowskiej). Można powiedzieć, że zaprawieni w bojach ruszyliśmy o 6 rano na szlak. Dobrze, że mieliśmy wykupione wcześniej miejsce na parkingu na Palenicy Białczańskiej, bo bez tego nie byłoby możliwości tam zaparkować.
Ruszamy na szlak. Pierwszym celem są Wodospady Mickiewicza, po minięciu których skręcamy na dobrze nam znany już szlak do Doliny Pięciu Stawów Polskich (parę lat temu szliśmy z „Piątki” przez Świstówkę do Morskiego Oka).
Dlatego dobrze już wiemy co nas czeka po drodze i ile jeszcze zostało trasy do schroniska. Tym razem jednak nie idziemy obok Siklawicy tylko wybieramy szlak czarny prowadzący bezpośrednio do schroniska.
Po dotarciu na miejsce pierwsze co robimy to zdejmujemy z siebie ciepłe ubrania. Wędrując doliną wczesnym rankiem było zimno. Teraz przez schroniskiem świeci słońce i jest tak ciepło że siedzimy w krótkich rękawach.
Po odpoczynku ruszamy dalej wzdłuż Wielkiego Stawu. Jest tak kolorowo że to aż niemożliwe. Zobaczcie zresztą sami.
Po pewnym czasie docieramy do skrzyżowania szlaków. Wybieramy żółty, mijamy strumyk i zaczynamy powoli wspinać się do góry.
Idziemy tak aż do momentu, w którym pojawiają się łańcuchy. Jest to już ostatnia prosta przed Szpiglasową Przełęczą. Zakładamy chłopakom uprzęże i kaski. Michał jako starczy dostaje lonżę i samodzielnie pokonuje drogę do góry. Wojtek z racji swoich krótkich nóg jest asekurowany przez Marcina.
Czy bez uprzęży i kasków wyszliby na przełęcz? Pewnie tak, ale w ten sposób uczymy ich odpowiedzialność i bezpieczeństwa na szlaku oraz w jego trudniejszych miejscach. Poza tym my tez jesteśmy spokojniejsi, że nam się żaden tak łatwo nie poślizgnie itd.
Po wejściu na przełęcz, Szpiglasowy Wierch jest już taką wisienką na torcie 🙂
Pod szczytem odpoczywamy wraz z innymi jego zdobywcami.
Teraz pozostaje nam już „tylko” lub „aż” zejście do Morskiego Oka. Co takie łatwe tez nie jest bo musimy z ponad 2,1 tys. metrów zejść do schroniska położonego na około 1,4 tys. metrów. Jest co schodzić.
Idziemy spokojnie, bo zmęczenie powoli już daje sobie we znaki.
Nad Morskim Okiem cudem udaje się znaleźć wolny stolik. Odpoczywamy, bo przed nami jeszcze ostatnie 7,7 kilometrów do parkingu.
Przy samochodzie stajemy o godzinie 19.00. Po 11 godzinach na nogach cieszymy się że można nareszcie zmienić buty 😀
Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak wyrażenia zgody lub wycofanie zgody może niekorzystnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje.