places2visit.pl

Pieniński Przełom Dunajca ……. piechotą

Pieniński Przełom Dunajca 85% ludzi przepływa tratwą, 10% przejeżdża na rowerze, 4% przechodzi na własnych nogach, a ten ostatni 1% ma różne dziwne pomysły i przykładowo zabiera wózek spacerówkę oraz rowerek biegowy i wyrusza w trasę podziwiać widoki.

dunajec1a

Tytuł tego postu mógłby równie dobrze brzmieć: Przełom Dunajca z niemowlakiem, bo generalnie na jedno wychodzi: jest kanion, jest Dunajec, są widoki i jest niemowlak. Dlaczego Przełom Dunajca jest taki popularny? Nie ukrywajmy, że to jeden z najpiękniejszych kanionów rzecznych w Europie. I choć trasa spływu tratwą jest dłuższa, to najciekawszy jest właśnie ten 9 km Pieniński Przełom Dunajca. Po powiększeniu rodziny wiedzieliśmy, że najbliższe wyjazdy musimy dostosować do możliwości wszystkich czterech już osób. Nie jest to łatwe, gdy jedno z dzieci ma niecałe pół roku lecz przecież nie jest to niemożliwe.  Opcje były trzy: spływ tratwą przez część rodziny (dla niemowlaka ciężko o kapok i po co ma się męczyć ponad 2h, a tratwa przecież może się wywrócić), przejazd rowerami (znowu problem, bo Wojtek samodzielnie jeszcze nie siedzi więc wszystkie foteliki odpadają) lub spacer (ale znowu problem czy Michał da radę przejść lub przejechać na swoim rowerku). Zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Najwyżej się wrócimy, choć wiedzieliśmy od początku, że trasa krótka nie będzie.

Zaczynamy w Szczawnicy, pogoda jest piękna, niebo bezchmurne, kolejny dzień sierpniowych upałów, gdzie temperatura w ciągu dnia zaczyna przekraczać 30 stopni.

 

Zostawiamy samochód na bezpłatnym parkingu i kierujemy się w stronę przystani flisackiej, a następnie czerwonym szlakiem w kierunku granicy ze Słowacją. Mijamy Pawilon Pienińskiego Parku Narodowego, w którym oprócz wystaw dotyczących Pienin znajduje się m.in informacja turystyczna. Po 15 minutach docieramy do przeprawy przez Dunajec w stronę Sokolicy. Optymistyczne 2 godziny marszu do Czerwonego Klasztoru wprawiają nas w dobry humor, przy czym doskonale wiemy, że zajmie nam to dużo więcej czasu.

Po polskiej stronie asfaltowa ścieżka rowerowa i piesza oddzielone od siebie ciągłą linią.

  

Mijamy po drodze dużo rowerzystów, trochę ludzi idzie pieszo. Przy samej granicy ustawiono znak, który informuje że należy zejść z roweru i go przeprowadzić (później spotykamy jeszcze jeden taki znak, dotyczy on tym razem podejścia pod wzniesienie).

  

 

Zaraz za granicą jest rozwidlenie szlaków. Dobra asfaltowa ścieżka prowadzi do Leśnicy. Natomiast my kierujemy się czerwonym szlakiem dalej w stronę Czerwonego Klasztoru. Zastajemy ubitą drogę, czasem bardziej czasem mniej kamienistą. Ale nie jest najgorzej. Wózek spokojnie jedzie.

Dopiero tutaj zaczynają się te lepsze widoki. Przez większość drogi szlak poprowadzony jest w cieniu drzew, co przy panującym upale zapewnia przyjemny chłodek (jest tylko parę miejsc odsłoniętych).

  

  

Po drodze mijamy szczyt Sokolicy. Wprawne oko próbuje dostrzec charakterystyczną sosnę na szczycie.

 

Ponieważ droga prowadzi w przeważającej części wzdłuż rzeki to po polskiej stronie zabezpieczona była barierkami. Po słowackiej stronie od rozwidlenia szlaków barierek już nie ma. Dlatego na dzieci należy uważać, czy to idą piechotą czy jadą na rowerze.

  

Wzdłuż całej trasy co jakiś czas mijamy ustawione ławeczki, jedne z zadaszeniem, inne bez,  z których chętnie korzystamy na odpoczynek, jedzenie, picie, karmienie itd.

  

I w końcu po 3 h i 40 min. naszym oczom ukazuje się Czerwony Klasztor (miejscowość oraz znajdujący się tam dawny klasztor). Po następnych 15 min jesteśmy już na kładce łączącej słowacką miejscowość z polskimi Sromowcami Niżnymi. To właśnie z kładki i po słowackiej stronie jest najładniejszy widok na Trzy Korony.

 

 

Odpoczynek w Sromowcach Niżnych zajmuje nam ok. godziny. W pobliżu kładki znajduje się plac zabaw, knajpy, sklepiki i toaleta. Po czym wracamy pieszo do Szczawnicy.

W miejscowości Czerwony Klasztor jest przepięknie położony camping nad samym brzegiem Dunajca z widokiem na Trzy Korony. Wygląda o wiele sympatyczniejszy niż ten widziany po polskiej stronie w Sromowcach Niżnych.

   

W czasie naszej wędrówki ruch na Dunajcu jest duży. W zasadzie można powiedzieć, że bardzo duży. Przez cały czas dzień mijały nas tratwy, pontony, kajaki. Co chwilę coś płynęło, czasem nawet jedna za drugą. Widać jak wielu chętnych jest na taki spływ, który nie trwa 15 minut, ale w zależności od trasy płynie się albo 2:15 do Szczawnicy lub 2:45 do Krościenka (obie trasy od przystani początkowej w Sromowcach Wyżnych – Kątach. Spływy organizuje Polskie Stowarzyszenie Flisaków Pienińskich. A jak odróżnić polskich flisaków od słowackich? Zdecydowanie po ubiorze, a przynajmniej tego dnia tak było. Polscy flisacy mimo upału byli porządnie ubrani, ich koledzy ze Słowacji już niekoniecznie.

Która trasa jest ładniejsza widokowo, z górę rzeki czy w dół? Obie, ale zdecydowanie warto obejrzeć tą, którą płyną tratwy czyli w kierunku Szczawnicy.

  

  

Zresztą droga powrotna jakoś szybciej mija, bo przy samochodzie jesteśmy już po 3 h i 10 minutach (a parkowaliśmy na ulicy Głównej, już przy drodze w stronę Krościenka). Chętni mogą odwiedzić ładnie położone i znajdujące się niedaleko przystani flisackiej w Szczawnicy Schronisko PTTK „Orlica” (widoczne na zdjęciach poniżej).

 

I co? Bobas wyspał się i wywietrzył w wózku. Jego starszy brat przejechał i przeszedł prawie całą trasę sam, czasem tylko przez chwilę poruszając się dla rozrywki na ramionach taty. Pogoda dopisała, widoki też. Było fajnie.

Exit mobile version